Miłość do amerykańskiego krajobrazu

Dzieckiem byłem w komunistycznej Polsce. Amerykę — bo tak zwykle nazy­waliśmy USA — znałem jako ziemię gdzie możli­we było wszys­tko, ludzie byli wolni, a kra­jo­brazy pełne cudów natury. Później, kiedy czytałem książki i przeglądałem kopie National Geographic w bib­li­otece Konsulatu USA w Krakowie, czułem że miałem rację i aspirowałem by kiedyś zobaczyć to wszys­tko na własne oczy. Kiedy miałem pięt­naście lat zobaczyłem w telew­izji kata­stro­fę pro­mu kos­miczne­go Challenger, która mnie zaszokowała. Nad biurkiem zaw­iesiłem plakat jej załogi, który też dostałem w Konsulacie. Przypominał mi o nadziei i mar­ze­niach, które niek­tórzy byli gotowi realizować idąc nawet tak daleko. Ta inspir­acja napełn­iła mnie nadzieją do tam­tych lądów i jej mieszkańców, którą utrzymam przez życie.

Nawet teraz, mimo kwest­ionow­anej polityki czy wąt­pli­wych decyzji USA w sprawach międzyn­ar­o­dow­ych, które smutkiem napawa­ją moje daw­niej bardziej idealistyczne odczu­cia, wierzę, że w tamtym lądzie jest coś unikal­nie sil­ne­go, co daje ener­gię inspirującą ludzi by sięgali po swo­je gwiazdy. Otóż to, co czuję do amerykańskiego kra­jo­brazu pustyń i gór. Często, kiedy sto­ję na krawędzi kan­ionu, kiedy spoglądam na złud­nie nig­dzie się nie kończący horyzont, odczuwam nadzieję i inspir­ację w momencie doskon­ałego, klarowne­go zro­zu­mi­enia. W takiej właśnie chwili jest mi łatwiej zobaczyć jak codzi­enne prob­lemy nie są tak znowu ważne, w porównaniu z radoś­cią nie­sioną przez nies­am­ow­ite piękno i per­fek­cję tego co nas otacza i co nas łączy ze wszys­tkim na tej planecie.

Właśnie to foto­grafuję. Moje zdję­cia nie są smut­ne czy też sen­ty­ment­al­ne, nie pokazują bólu, tra­gedii, cier­pi­enia — nie dlat­ego, że to by było złym tem­atem dla foto­grafii: wys­tar­czy zobaczyć cudowne prace Roberta Capa. Mnie inspiruje ideal­izm lądu i jego potenc­jał, i czuję potrze­bę by to utrwalić, wyrazić i tym się podzielić. Czasami, jest to bardziej obrazowe, jak na tej foto­grafii Wielkiego Kanionu chwile po let­niej burzy, innymi razy jest to w abstrak­c­jach, jak tych z Kanionu X, stworzo­nych w pełni przez naturę, aczkolwiek war­tych rąk zasłużo­nych rzeź­bi­ar­zy. Zastanawiam się, czy siła moi­ch odczuć do tego kra­jo­brazu może mi przeszkodz­ić w poczu­ciu tego samego gdzie indziej. Czy jest mi przezn­aczone nie sfo­to­gra­fować już innych miejsc? Z dru­giej strony, nie było by to złym przeznaczeniem…

Być może zobaczysz nie tylko jego własne piękno, ale także i nadzieję, dziecięcą naiwność, oraz pokorną szczer­ość kra­jo­brazu amerykańskiego, którym chciałbym się z Tobą podzielić. Niech uniesie Twoją duszę.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Miejsca i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.