Moja wystawa, (Be)Longing, jest już zamknięta, lecz album o tym samym tytule, który został wydrukowany w tym samym czasie, pozostanie. Jestem zadowolony z tej mojej pierwszej książki. Ma ona przyjemny układ, a i reprodukcje moich fotografii wyszły zdecydowanie dobrze. Chciałbym podzielić się kilkoma obserwacjami na temat procesu, oraz osób, które mi pomogły ją wydrukować. Swoją drogą, album można kupić tutaj.
Najtrudniejszym elementem planowania albumu była decyzja o technice drukarskiej, która miała być wierna moim fotografiom. Miałem trzy wymagania: dobra rozdzielczość, reprezentatywna tonalność (kontrast), a odcień (ton) miał być najbliższy subtelnemu śliwkowemu fioletowi, który toner selenowy daje papierowi fotograficznemu, z którego lubię korzystać w mojej tradycyjnej, chemicznej ciemni. Razem z Rafałem Sosinem, który opracował album graficznie, wybraliśmy proces offsetu trichromicznego. Po testach,
zdecydowaliśmy się na użycie kombinacji rastru 400 liniowego dla farb Pantone Cool Gray 6C i Pantone 663C (jasny fiolet), oraz rastra stochastycznego dla farby czarnej procesowej. Kombinacja farby szarej i czarnej dała dobry kontrast wraz z soczystymi odcieniami średnimi, podczas gdy 663C dała odcienie selenu, na których tak bardzo mi zależało. Po sporym badaniu tematu i rozmowach z kilkoma drukarzami, wydaje mi się, że odkryliśmy coś ciekawego, jako że nie znalazłem nikogo, kto użył tej kombinacji, albo przynajmniej gdzieś napisał, jak oddawać specyfikę tonera selenowego w procesie offsetowym. Skorzystanie z rastra stochastycznego dla farby czarnej dało nam dużo lepszy kontrast w wartościach najjaśniejszych, szczególnie w chmurach, które mają obszary białe zawierające zaledwie kilka istotnych kropeczek farby czarnej.
Drugą bardzo ważną decyzją, którą podjąłem na początku, była rezygnacja z użycia skanów moich wielkoformatowych negatywów. Zamiast takiego podejścia, cyfrowo sfotografowałem oryginalne, wykończone fotografie zrobione w ciemni. Chciałem, by album był im wierny, a czuję, że skany, być może, dały by obrazy czasami lepsze, czasami gorsze, ale nigdy nie w pełni podobne do ręcznie wywołanych fotografii. Nie jest łatwo — przynajmniej nie mnie — odtworzyć, cyfrowo, moje bardzo ręczne manipulacje kontrastu, których dokonuję pod powiększalnikiem w ciemni.
Po kilku debatach, wybraliśmy ładny, jasno biały, matowy papier 170 gsm. Twarda okładka została oprawiona innym papierem, który został nadrukowany CoolGray 6C, co dało spójność z reprodukcjami zawartymi w albumie. Zdecydowaliśmy się nie korzystać z lakierów, oprócz okładki, ze względu na ich lekko zażółcający wpływ — nie chciałem żadnej sugestii odcieni sepii, które, jak mi się wydaje, nie pasują nazbyt do mojej tematyki.
Najlepszym momentem tego całego wydarzenia był dzień spędzony w drukarni. Magią było zobaczyć jak arkusze, zawierające moje fotografie, wychodziły z maszyny. Pomaganie operatorom w regulacji ilości trzech płynących farb, małymi paseczkami, które biegną z góry do dołu fotografii, było tym ostatecznym elementem tajemnicy procesu, który dał rezultaty, których oczekiwałem. To właśnie te ostateczne regulacje, czasami bardzo delikatne, dodały blasku wydrukowanym stronom, którego tak trudno czasami znaleźć w czarno-białych albumach fotograficznych. Cierpliwość i doświadczenie maszynistów, operatorów i szefa produkcji były ważnym elementem sukcesu. Szansa bycia na miejscu, przez dwa dni, nadzorowania raczej małego zlecenia 64 stron zawierających 24 fotografie, była rezultatem mojego szczęśliwego wyboru wyrozumiałej drukarni — Drukarnia Skleniarz — w Krakowie, miejscowości, gdzie się urodziłem i gdzie odbyła się moja wystawa. Gdyby mnie nie było osobiście na miejscu, książka pewnie by wyszła dobrze, ale sprzężenie zwrotne oparte o sugestie, których udzielałem pracownikom, pozwoliły im zrozumieć dokładnie cele, na których mi zależało. Oni, zaś, odpłacili swoją twórczością, wskazując interesujące rozwiązania problemów, które napotykaliśmy. Na przykład pomysł, by połączyć zwykły raster ze stochastycznym, został zasugerowany właśnie na miejscu, przez Pana Janusza Moskiewicza, szefa produkcji. Później mi powiedziano, że dobrze by było, by każdy autor miał okazję być w drukarni, kiedy jego praca się drukuje. Przypuszczam, że również było by dobrze, by żaden z nich nie wymagał takiego zaangażowania i poświęcenia czasu od pracowników, jakiego ja wymagałem…
Jeśli to jest możliwe, sugeruję, by każdy kto tworzy czarno-białe fotografie, cyfrowo czy tradycyjnie, przynajmniej raz w życiu rozważył pomysł ich wydrukowania w książce, tradycyjnej, nie z plujki czy biurowego lasera. Dla mnie to była niezwykła okazja, która pouczyła mnie o moich pracach, ale też dwa bardzo zadowalające dni i duszę cieszące doświadczenie. Nigdy nie zapomnę swojego uśmiechu na twarzy kiedy zobaczyłem jak moje fotografie pojawiają się na stronach albumu po raz pierwszy — to był jeden z najszczęśliwszych dni mojego życia.
2 odpowiedzi na „Jak wydrukować (tradycyjną) książkę z fotografiami czarnobiałymi?”